niedziela, 27 grudnia 2009

Syćko ma swój cas.


Anioł Drogowskazów

Caluśki świat podpowiada Ci, ka mos iść. Wydazenia, spotkania, słowa, obrazy. Syćko to daje Ci jakiesik sygnały, coby się zatrzymoć, kany zmienić kierunek cy po prostu nózeckami za cymś trosecku podgonić. Mówią Ci niy wprost, cego jesce mos się naucyć. Ale godojom...bo słuchos.






Z głośników grudniowe trąbkowe „dzień dobry” z brzmieniem, które może ogrzać mieszkanie w chłodny zimowy poranek. Biały lepki puch przykleił się już do okien. Mróz znów dostał pół etatu i na nocnej zmianie rozświetla szaro-bury widok z okna w Krakowie- niemal tak samo jak z akademikowego okna na Śląsku. Tydzień. Poniedziałek, wtorek po krakosssku. Domowo i muzycznie. Środowe przedpołudnie w nastroju kawowym myślami wybiega już gdzieś do chatki w górach. Czwartek wita Cię czasem wczesnym popołudniem arytmią serducha,zatrzymaniem akcji pociągu na torach i jakże uroczym dworcem w Katowicach. Piątkowe marzenie łazi gdzieś na szlaku z plecakiem i trąbką. I hop siupa! Góralscyzna daje kopa!!!Weekend mija z prędkością spadającej gwiazdy i nim się obejrzysz jesteś już w pociągu w stronę Galicji.


Anioł Wyobraźni

Kie zacynamy uzywoć wyobraźni, pozucomy na chwile nasą umyśloną i ustaloną rzeczywistość, coby se zbadać jakiesik inne mozliwości. Toć to psecies tak, jakbyśmy se podłącyli interneta – fta tam znajdziemy, pomoze nam to wzbogacić nase zycie na ziemskim padole.
Jeno starannie wybieraj obrazy, którym sie psypatrujes w swojej wyobraźni. I wyobrazaj se jeno to, cego naprowde fces. Tak z caluśkeigo serca, co w dusy cosem głęboko ped świotem pochowane. Zoboc se to wyraźnie, jaśniutko i kolorowo. I usłys! I pocuj! Zyj se tym łobrazem. Fta hań jest szansa, ze bedzie to Twoje.
Jeno kie by sie zdazyło, cobyś jednok nie dostał co fces, raduj sie i z tego. Poć nigdy niy wiys, cosik na góze Gazda knuje.


Rynek wieczorową porą. Zapach grzańca, który w góralskim domu z bali mimo wszystkich błędów w sztuce smakuje nieco inaczej niż ten z wielkiej drewnianej beczki popijany między straganami z korzuchami, czerwonymi koralami i dziełami tudzież badziewiami pseudo ludowymi. Na placki ziemniaczane na Kazimierzu przy okienku numer dziewięć już zbyt zimno. Płaszcz zbyt cienki, kurtka nie grzeje jak trzeba. Zaszywasz się więc z pięciolinią i ołówkiem gdzieś w knajpce przy herbacie z malinami i widokiem na Synagogę. Zamiast życzenia pisanego na kwitłech zostawiasz przy grobie Cedyka kilka nut.
Tak, żeby nabrały mocy.

I kany wracas,to tak jakbyś se sedł w kierunku jakiegosik celu. Patrzaj se pod nogi. Ale i pedniyeś głowe i zoboc se Panicku, jakie piykne mos po drodze widoki. Posłuchaj co gra halny w wiersyckach. Umyślaj o drodze. Przecie ona nas ucy, jak najlepij dotseć do celu. I nas wzbogaca. A cy cel okaze sie lepsy cy gorsy, zalezy łod drogi, którą wybiezes, coby do niego dotseć. I łod tego, co fces, zeby zdazyło sie po drodze.

Jest taki Janioł co sie zwie Jak Gdyby. Spotkas se go casem na swojej drodze. A on Ci powie jeno kilka słów. W kazdym języku świata.
Kochoj, jak gdyby zadne ludzkie stwozenie ni zraniło Ci serca. Przecies ni mos śladów po siekierce?
Śpiwoj, jak gdyby syćko wokół słuch straciło. Tańcuj, jak gdyby nikt na Cie nie zerkoł. Tosz to Al Pacino wywinął takie tango w „Zapachu Kobiety”! A ponoć ocka miał chorutkie...
I zyj tak, jakoby na ziemi było jus niebo.





Toć to syćko ma swój cas. A Niebo jest tu i teroz. Kie dusa Ci ciało w góry wyciągnie, nie umyślaj, ze mos blizej. Toć z kazdego miejsca do niego jednako.

wtorek, 22 grudnia 2009

Z dedykacją dla mojej małej czarownicy...

[wykorzystano fragmenty z książki J.L. Wiśniewskiego "Samotność w sieci"]

Sen, każdy sen, jest jak psychoza. Ze wszystkim, co do niej należy. Pomieszaniem zmysłów, szaleństwem, absurdem. Taka krótkotrwała psychoza. Nieszkodliwa, wprowadzana za zgodą i kończona z własnej woli przez przebudzenie. Oczyszczająca. Tak przynajmniej twierdzi Freud. On się chyba na tym znał...

Upili się we dwoje i pogadali sobie trochę. To znaczy ona upiła się dużo wcześniej. On jej mówił, że jeszcze nigdy nie mieszał jacka danielsa z red bullem i że to może być niebezpieczne dla serca. Powiedziała mu, że nie musi się bać, bo on nawet nie przejeżdżał w pobliżu serca, więc jego to z pewnością nie dotyczy. A dla serca niebezpieczny jest on.

Ty go chyba jeszcze nie znasz, prawda?
Trudno z nim dyskutować. On poprostu mało czuje. Pić też zaczął dopiero gdy go zdenerwowała. Zrobiłam sobie w pamięci notatki z tego, co mówili. Choć nie lubię takich dyskusji. Bardzo nie lubię.







Rozum: Serce! Ty pijesz?!
Serce: Ja? Nie, skądże. To tylko whisky.
Rozum: Lubię takie odpowiedzi, Serce. Bardzo lubię. Chcesz o tym porozmawiać?
Serce: Dlaczego ja to robię? Dlaczego on to robi?
Rozum: Serce, Ty gazet nie czytasz? Odkąd zakładasz, że męszczyźni wiedzą co powoduje smutek kobiet? Chciał poprostu dzielić to z kimś. Może nie ważne z kim. Tak poprostu. Poza tym był po kilku piwach. Kleisz się do niego od kilku miesięcy to pomyślał,że co mu tam.
Serce: Ty, Rozum, nie myśl, że jak jesteś wyżej to wszystko lepiej widzisz i wszystko Ci wolno! A poza tym się nie "kleję" jak ty to nazywasz. Poprostu spędzamy razem trochę czasu. Lubimy czasem z sobą porozmawiać.
Rozum:Akurat! "Lubimy ze sobą rozmawiać". Ty mnie, Serce, nie rozśmieszaj. Ja mam ze śmiechem problemy. Nie pasujemy do siebie, bo odbiera mi powagę.
Rozmawiać? Akurat. Przecież ty mogłabyś przy nim milczeć. To jest nawet ostatnio twoje marzenie. Spędzić przy nim cały dzień i tylko słuchać.
Serce:Tak. Ale to nic złego. Poprostu chciałabym zobaczyć, jak to jest, gdy nie rozmawiamy ze sobą. Czy też mogłoby być dobrze. To dla ogólnej wiedzy. Ty lubisz wiedzę, prawda? :>
Rozum:Tobie nie ma być z nim dobrze. Obiecałaś coś sobie Serce, pamiętasz?
Serce:No tak. Mogłam się tego spodziewać. Wciągniesz w to moją przeszłość. On jest dla mnie bardzo ważny i ty o tym wiesz. Teraz nawet lepiej niż ja. Spędza z tobą więcej czasu niż ze mną.
Rozum: Tak przypuszczałem. Twoje postanowienie jest tutaj ze mną cały czas. Nawet w nocy. Nie, żebym chciał. Po prostu go tutaj wysłałaś. Musi ci być pusto tam u ciebie?
Serce:Czasami. Najczęśniej, gdy kończę ćwiczyć.
Rozum:No tak. Odkładasz instrument do futerału i jest ci pusto. Co takiego jest w tym facecie? Jako Rozum przyznaję, że jest mądry. Nawet bardzo. Ale mądrych męszczyzn jest mnóstwo. Co on ma takiego w sobie?
Serce:Ty, Rozum, tego nie pojmiesz. Może gdybyś się napił, byłoby ci łatwiej. Zdecyduj się, Rozum. Bo może zabraknąć.
To, co zdarza mi się z nim, jest mistyczne. Ty zatrzymałeś się w rozwoju na racjonalizmie. Racjonalizm wie o mistycyzmie tylko tyle, że jest absolutnie nie racjonalny.
Rozum, sprawdź u siebie w aktach, czy ja się nie mylę. Czy ratio znaczy "część całości"? Jestem prawie pewna, że to dokładnie to.
Tak pewna jak tego ,że gdyby kupowała samochód z jej ojcem nie wybrałby jej terenowego off-roada, najlepiej od Mitsubishi, takiego z przełożeniem low-range i możliwością przejścia silnika w tryb sekwencyjny... W końcu uwielbia Forda.
Ale nic, Rozum. Jak widzisz, ja przeskoczyłam tę wczesną fazę. Racjonalizm jest częściowy. Jest (Rozum, sprawdziłeś?) zimny i nieprzytulny. Jak opustoszałe igloo. Żyjącemu cały czas w igloo trudno zrozumieć, jak to jest na miękkim dywanie przy kominku w listopadzie, gdy za oknem pada deszcz. Przy nim coraz częściej jest jak przy kominku w listopadzie. Takiego uczucia nie dał mi nikt od bardzo dawna.
Rozum:Nie ma nic bardziej przykrego jak kominek w pustym pokoju nazajutrz. Masz tylko popiół do wyniesienia. Często nie ma już nikogo, aby to zrobił za ciebie. Pomyślałaś o tym, Serce? W igloo jest zawsze tak samo. Nudno? Zimno? Może, ale nie ma popiołu. Do popiołu potrzebne są płomienie.
Serce:Nie pomyślałam. Bo ja nie myślę. Ja czuję. To ty wyłącznie myślisz, biedaku.
Rozum: Ty się Serce, nie wywyższaj. Myślisz, że jak mnie zracjonalizujesz, to wyjdzie na to, że ty to wzniosłość i wyższe stadium rozwoju, a ja to Biskupin? Ty się, Serce, mylisz. My jesteśmy oboje w trakcie reakcji chemicznej. My jesteśmy tylko chemią. Twoja reakcja jest po prostu tylko inna. Ja to neurony, dendryty, podwzgórze, śródmózgowie i ciało migdałowe. Ty to głównie neuroprzekaźniki: fenyloetyloamina, dopamina i katecholamina. Obojętnie, jak to się nazywa. Nas można będzie kiedyś zarejestrować w jakimś banku reakcji chemicznych. Zobaczysz.
Twoja reakcja skończy się znacznie szybciej. Moja potrwa do końca. Ty masz za duże ciepło reakcji. Za dużo potrzebujesz i za dużo pobierasz. Tego nie wytrzyma długo nawet piec hutniczy. Wypalisz się. Poza tym ty dokładasz do jednego pieca. Ty, Serce, uważaj, bo te inne ci gasną.
Serce:Ty to nawet mówisz rozumnie. Ale się nie znasz. Nie widzisz, że to wszystko teraz to jedno? I nie trzeba rezygnować, tylko z tego czerpać? Są takie rzeczy, których nigdy nie pojmiesz.
Rozum:Dobra, dobra. Ja wiem. Wiem o co ci chodzi. Chodzi ci o miłość. Ale pamiętaj o jednym: ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej. Więc się nie nastawiaj. Ty nie jesteś, Serce, czasoprzestrzeń.
Serce:Aaaa, tak! Tu cie mam. Mówisz tak, bo kiedy ona przychodzi, boisz sie, że cie wyłączą. Bo dla nich jesteś obawą przed odmową,jesteś jak to drążące pytanie, dlaczego akurat on czy ona. Jesli oni nie chcą takich pytań, wtedy cie wyłączają. Ale nie zawsze tak jest.
Rozum, zrobisz coś dla mnie? To bardzo ważne. Nigdy ci tego nie zapomnę. Zrobisz? Mógłbyś mi wyłączyć na jakiś czas Sumienie? Dokucza mi.
Rozum:Słuchaj, Serce. Nie rób mi tego. Proszę cię. Ty przy wódce ze mną takich spraw nie załatwiaj! Bądź bezinteresowna... To, że pijemy razem i że ty się trochę racjonalizujesz a ja troszkę rozczulam, nie upoważnia cię do tego.
Poza tym Sumienia nie da się wyłączyć. Ja też tego nie potrafię. Parę razy próbowałem, bo i mnie czasami dokucza . Ale się nie da... Można je tylko na jakiś czas zagłuszyć. Choć najlepiej żyć z nim w zgodzie… Nawet pogadać z nim nie można. A poza tym trudno je spotkać. Siedzi ciągle gdzieś w Podświadomości.
Serce: Chyba w Niewiedzy i Nieświadomości... Bo przecież nie wiem czy napewno..
Rozum: Ale pocieszę cię. Ono najczęśniej wyłazi w nocy. Wtedy ja już śpię i się regeneruję, a ty masz ładny sinusoidalny rytm.
Serce:Czekaj, czekaj..co ty mówiłeś? Ja nic z tobą przy wódce nie załatwiam!!! To miałeś zrobić dla mnie z dobrego serca!
Ale masz rację, z Sumieniem nie da się negocjować.
Rozum: Słuchaj, Serce. Jak już sobie tutaj tak w cztery oczy rozmawiamy, to powiedz mi, Serducho, o co ci tak naprawdę chodzi.
Dlaczego to robisz? Ja to przecież wszystko widzę. Odkąd go znasz, przyspieszasz, zwalniasz, tłuczesz się jak oszalałe, zalewasz mnie dopaminą, zatrzymujesz się, potykasz i kołaczesz. Budzisz mnie w nocy albo w ogóle nie dajesz mi spać. Tak jak dzisiaj na przykład. Dlaczego to robisz, Serce? Boisz się, że kiedyś będziesz biło nad urodzinowym tortem i stwierdzisz, że nie przeżyłaś żadnej prawdziwej arytmii, żadnej romantycznej długotrwałej tachykardii albo chodziaż migotania przedsionków? Tego się lękasz, Serce?
Poza tym wyłącz już tego Badacha. "Mijamy się, każdy sam...codzień jak we mgle...żyjemy niby z sobą, ale ciągle obok. Przecież my, ja i ty, jesteśmy jak... "
Nawet ja już to znam na pamięć. I nie smuć się więcej, bo gdy to widzę, to tracę Rozsądek.
Serce: Bo widzisz, jest tak mało szans. Na początku martwiłam się tym wszystkim, jak jakąś wadą nabytą. Tym bardziej, że Sumienie nieustannie straszyło, że to znów może być okropnie niebezpieczne, że prowadzi do zawału i że prędzej czy później jakieś EKG to wykaże. Nawet się z nim zgadzałam na początku. Myślałam, że to przejdzie od razu, że ty, Rozum, razem z Rozsądkiem pomożecie mi z tym sobie jakoś poradzić. Że to tylko chwilowa nieregularność w reakcji na chłód, pustkę i obojętność dookoła. Ale teraz chcę, żeby ta "nieregularność" trwała. Bardzo chcę.
Ale ty, Rozum, tego nigdy nie zrozumiesz. Nalać ci jeszcze jednego? Musisz wypić bez lodu. Roztopił się. Zupełnie. Tak jak ja.

W obecnym stanie emocjonalnym kobieta nie ma zamiaru wyszukiwać sybstytutów. Chyba, że w jazzie....

niedziela, 13 września 2009

Górniczo - hutnicza...pappa rara

Tych tancerzy było więcej niż malarzy w Kazimierzu! Chłopaki (kilkugodzinni mgr inż.) bounce'owali już w szelkach i w czapkach z piórami bibuły na głowie. Podobno alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w dużych ilościach…rozwiązał natomiast wszystkim języki, a mnie skrupuły do wyjścia na parkiet.
Z głośników dj puścił muzykę trzech żywiołów lat siedemdziesiątych.

Be de ya - say do you remember
Be de ya - dancing in september


Przy dźwiękach Earth Wind and Fire i domowym torcie jedzonym na serwetkach gadaliśmy o tańcu i graniu muzyki ludowej. Tak między Bogiem a prawdą nawiązał się ciekawy dialog… Choć brzmiało to raczej jak między prawdą, a wódką.
- Aaa… na trąbce grasz..? To pewnie znasz ten weselny numer, co się tak wolno gra….
-„Cisza”?


Mniej więcej koło północy motywem przewodnim imprezy stała się zasada "nie wiesz co mówić, to mów niewyraźnie".

W efekcie wieczoru spędzonego z całą tą zwariowaną bandą, formularz na przesłuchania do „Krakusa” popełniłam byłam na drugi dzień. Przedtem jednak trzeba było się obudzić. W domu oczywiście, pełnym porannej krzątaniny, jak na złość głośniejszej niż w ciągu tygodnia.
- Nie wstaję. Ja mam jeszcze czas…
- Znaczy, że co?
- Że czuję się młodo!

Biorąc pod uwagę za-zwyczajową abstynencję, nie był to tupot białych mew. Był to albatros- taki wieeelki hiszpański gołąb!

Do koszyka w sklepie wpakowałam najmniej inwazyjne produkty. Maślanka, bułki pakowane po 10 sztuk, szyneczka i mleko do kawy. Lubię te kasjerki…dopóki czasem nie otworzą tych landrynkowo-różowych ust.

- Ile tych bułek?
Patrzę na firmowe opakowanie z wielkim napisem 10 sztuk.
- No ile??? - niecierpliwi się Pani Krysia, jak zdążyłam przeczytać na plakietce.
- Dwie.
Spojrzała na mnie z pode łba i zaczęła liczyć.

Jeszcze tylko apteka…cholera co ja miałam kupić??? Taki środek na słabe msze, kiedy bolą Cię nogi i czujesz, że zaraz się przewrócisz...jaka to była nazwa...
-Aha! Aviomarija poproszę.


Wpadam zdyszana do domu po ciężkich ekscesach, czując jeszcze w kościach dzień wczorajszy.
- Nigdy się nie zakocham!
- Przyjdzie głupi to kuuupi!
- skwitowała siostra.

środa, 9 września 2009

omnis amans amens


Pasa este río, ¡qué pasarero!

W kuchni mgła mąki i zapach przywodzący na myśl malutki krzak z mnóstwem zielonych drobnych liści i ciemno-fioletowymi kulkami.

Ukochane Aca Seca Trio...

Cuando la luna se cae al cielo
y un velo negro vela este sueño...

Czary-mary. Pod palcami porcje delikatnego, cienkiego ciasta wypełnione po brzegi jagodami. Całe szczęście, że od wrzątku dom się nie spali! I że nie mam prawa jazdy. Nie powinnam w takim stanie siadać za kierownicę. Dlaczego? Bo znaczenie świateł dziś jest inne: zielone-jedź na przód, żółte jest ozdobą, a czerwone to sugestia. Cholerna strzała Kupidyna!!! Uczyło się dziecko w szkole o muzyce średniowiecza, to romantyczne dwunastowieczne teksty wędrujących trubadurów pojawiają się w głowie jak duchy przeszłości…w śpiesznych rajtuzach.

Jeszcze kilka dni temu myślałam, że po prostu ogromnie cieszę się z powrotu do Wiecznego Miasta, gdzie na Brackiej można wypić najcudowniejszą czekoladę pod słońcem, a w okienku na starym Placu Żydowskim do drugiej w nocy serwuje się najpyszniejsze placki ziemniaczane ze śmietaną i po bieszczadzku. Stąd całe kilometry tras przejechanych rowerem, wieczorne bieganie po parku, wzrok wgapiony w księżyc. Poza tym... molto, molto lavoro!!! Latanina za dokumentami w sprawie dyplomu, dalsza część pracy o Hargrove'ie, wieczorne joby w stylu polki „Lata z Radiem”, muzyczne wyjazdy w góry, nagrywanie płyty w 1,5 tygodnia… A tu masz! (Jak te pierogi pachną!!!) Odezwała się nagle brzuszna części nakrywki śródmózgowia! Mało krew mnie nie zalała! Zalała mnie za to dopamina, serotonina i…utonęłam. W oczach. Tych oczach jak ocean... w które bądź co bądź boję się teraz nawet spojrzeć, żeby przypadkiem nic nie wyszło na jaw. A kiedy już się przyłapię na tym przyłapię, moja reakcja to „Nie ruszaj się! Nie mów! Don’t move!”.

Brzmienie basu w najpiękniejszym solo na świecie owija się jak aromat po łodygach dziesięciu słoneczników i wpada miedzy te pięćset trzydzieści płatki w kolorze słońca.

Dlaczego człowiek przed tym ucieka? Bo myśli, przez te wszystkie cholerne, czasem naprawdę idiotyczne kompleksy, że to się po prostu dobrze nie skończy. Może za dużo Shakespeare’a czytanego pod pościelą w liceum…bo przecież ”Nagły jest koniec gwałtownych rozkoszy.” …a może za mało??! Może tu raczej chodzi o poskromienie złośnicy? Dlaczego ja - człowiek ułomny - zawsze na początku boję się przyznać sama przed sobą do tych wszystkich cudownych reakcji chemicznych?

Nie potrzebuję już kawy, siedząc po nocach i pisząc partie dla smyków. Cudny środek pobudzający, mały Boży neuroprzekaźnik…noradrenalina.

Żołądkowa część brzucha pospolitego też dała o sobie znać,kiedy poczułam bardziej intensywny zapach jagód z kuchni...Chóóólera, pierogi!

Jestem swoją największa przeciwnością looosu! Apage! Po co cały ten nucleus accumbens! Obiecałam sobie, że się nie zakocham, to się nawet nie zauroczę! A domniemanego sprawcę – zdziczałego amora- znajdę i pozbawię wszystkich uczuć... i horrrmonów!




Pasa este río, ¡qué pasarero!
cuando amanezca volverme quiero
y ver el día, ¡qué volverero!
en que la luna robe del río
el espejado sendero inquieto